10/30/2012

Grzechy myślowe początkującego studenta psychologii cz.2


Gotowi na ciąg dalszy polskiego, blogerskiego wydania Mythbusters? :)
Zatem, nie traćmy czasu.
  • Mit czwarty: po skończeniu psychologii z kliniczną specjalnością mam jakiekolwiek uprawnienia.
Być może zabrzmi to nieco naiwnie, jednak w trakcie wyboru studiów byłam przekonana co do tego, że po pięciu latach będę mogła z niebywałym rozpędem rozpocząć karierę zawodową. Skąd nazwanie tego mianem "mitu"? A no, stąd, że po skończeniu psychologii otrzymujemy dyplom, na którym tylko na wyraźne życzenie studenta istnieje możliwość wpisania specjalności. Jest to uwarunkowane zastosowaniem tejże prośby ze względu na to, iż po prostu niewiele to wnosi. Wprawdzie, dzięki braku jakichkolwiek konkretnych regulacji prawnych dotyczących zawodu psychologa w Polsce, każdy może się takowym mianować, zamówić sobie hurtową ilość wizytówek z nazwiskiem i dopiskiem "psycholog", zrobić plakietkę i zawiesić przed nowo otwartym gabinetem, ale.. co dalej? Otworzenie własnego gabinetu zaraz po ukończeniu studiów, bez posiadania jakiegokolwiek doświadczenia jest jednoznaczne z bankructwem. Zatem, wybierając tą trudną, niewdzięczną i pełną zakrętów drogę musimy się uzbroić w cierpliwość (i, najlepiej, w sporą dozę finansów). Pod tym względem studiowanie psychologii przypomina nieco studiowanie jednego z kierunków medycznych. Po pięciu latach, czekają nas kolejne, doszkalające. Podyplomowe lub, jak jest w przypadku wyboru bycia psychoterapeutą- dwuletnie szkoły psychoterapii.
  • Mit piąty: Ukończenie studiów dokształcających/podyplomowych/studium wystarcza.
Tym, którzy nie przejmują się zarzutami o brak zaświadczeń dotyczących kompetencji zawodowych- owszem. Jednak każdy szanujący się psychoterapeuta, klnąc zapewne nieraz pod nosem, że dzieci chodzą w podróbkach Adidasa, a Biedronka staje się jego głównym źródłem zaopatrzenia spożywczego (no oczywiście, że przesadzam :) ), jest zmuszony szkolić się dalej i nabywać kolejne lata doświadczenia. Zwieńczeniem całego procesu jest zostanie członkiem Polskiego Towarzystwa Psychologicznego (PTP) oraz uzyskanie licencji. PTP zajmuje się nadawaniem certyfikatów psychoterapeutom i superwizorom, rekomendacją ośrodków zajmujących się szkoleniem psychoterapeutów, przyznaje uprawnienia biegłym sądowym, certyfikaty dla konsultantów w zakresie psychologii klinicznej dziecka, certyfikaty w zakresie interwencji kryzysowej, socjoterapii oraz dla psychologów sportu. Właściwie jest tego tak dużo, że w trakcie pisania niniejszej notki stwierdziłam, że zapewne nastąpi notka dotycząca PTP w ujęciu bardziej szczegółowym.

  • Mit szósty: Istnieje sposób na uniknięcie bycia osądzanym stereotypowo po przyznaniu się, że studiuje się psychologię.
Być może ktoś sposób znalazł (jeśli tak proszę o podzielenie się nim, uratujecie mój układ nerwowy!). Ja, niestety, doświadczam tego nagminnie i wszędzie. Na kawie, na piwie, na imprezie, w sklepie. Po tym, gdy odpowiadam na pytanie dotyczące tego, co studiuję zazwyczaj następuje jedna z trzech, charakterystycznych reakcji:
  1. "Czyli przez ten cały czas ciągle mnie analizowałaś i już wszystko o mnie wiesz? I co o mnie powiesz?". Cholera, czy dentysta wychodząc na imprezę, wykorzystuje nieuwagę rozmówcy i stara mu się zrobić pobieżny przegląd uzębienia?
  2.  Ataki na psychologię jako pseudonaukę, która opiera się na paradygmacie wiary, a nie postępowaniu logicznym. Jedyną bronią, jaką można tu zastosować jest dystans i duża dawka cierpliwości. Z autopsji zaręczam, że tego typu rozmowy są odgórnie skazane na klęskę, w przypadku osoby, która nie uznaje żadnych kontrargumentów- w końcu jesteśmy członkami "psychologicznej sekty", zatem każde nasze słowo jest propagandą dziedziny, z którą się utożsamiany.
  3. Dwa powyższe przykłady są Panem Pikusiem w porównaniu do sytuacji, w której informacja o naszych studiach wyzwala u rozmówcy chęć natychmiastowej spowiedzi i uzewnętrznienia. Zazwyczaj doceniam to, że ludzie otwarcie i odważnie potrafią rozmawiać o swoich problemach, a nawet rozumiem to, iż przed osobami obcymi czy mało znanymi łatwiej jest się otworzyć. Ale chwilami, towarzysząca temu natarczywość przypomina trochę spotkania, na których znajduje się lekarz i wszyscy automatycznie ustawiają się po poradę lekarską z każdą chorobową dolegliwością zamiast traktować go jak towarzysza rozmowy w oderwaniu od kontekstu jego codziennej pracy. (Moje rozważania na temat tej kwestii są dość zawiłe, ale mam nadzieję, że rozumiecie co mam na myśli.) Nieraz spotkałam się z półgodzinnymi monologami, po których następowało pytanie z cyklu: " (...) w związku z tym, myślisz, że cierpię na nerwicę natręctw?"
Aby nie zadęczać Was i waszych neuronów natłokiem informacji i nie niwelować całkiem waszej ciekawości poznawczej, ciąg dalszy psychologicznego cyklu Mythbusters po polsku już niebawem.. :)

10/27/2012

Grzechy myślowe początkującego studenta psychologii cz.1

                                   Zdjęcie zaczerpnięte z/ Photo from: http://www.colourbox.com

 Stało się. Czasy, w których myśleliśmy, że najgorszym, co może nas spotkać to zająknięcie się na prezentacji maturalnej lub niezaproszenie na studniówkę są już za nami. Czas stanąć jako osoby niezwykle dojrzałe, pewne planów na przyszłość i tego, z jakim zawodem ją związać (tutaj wyobraźcie sobie mnie chrząkającą raz po raz) przed dylematem wyboru studiów. Z racji tematyki bloga, pominę rozważania na temat innych kierunków studiów. Skupmy się na jednej perspektywie: studiowanie psychologii i zacznijmy w końcu obalać mity i stereotypowe schematy myślowe.
  • Mit pierwszy- uczelnie uniwersyteckie są lepsze od prywatnych.
          Piszę to z całą świadomością kontrowersji, także jako jedna z ofiar tego typu myślenia. Początkowo uważałam, że prywatne uczelnie nie dość, że są nastawione jedynie na zarobek, to dodatkowo są źle postrzegane przez pracodawców. Nic bardziej mylnego. W gruncie rzeczy często okazuje się, że uczelnie prywatne, z racji posiadania większej ilości środków są w stanie zagwarantować lepszą jakość zajęć, nowocześniejsze rozwiązania technologiczne, lepszych wykładowców i ćwiczeniowców. Aby nie zostać posądzoną o propagowanie i reklamę prywatnych uczelni, powstrzymam się od konkretnego wyliczania, które uchodzą za jedne z lepszych. Oczywiście, istnieją uczelnie, w których oceny otrzymuje się za samo pojawienie się- i to niekoniecznie studenta na zajęciach, lecz przelewu na koncie, ale tych nie biorę pod uwagę. Także z racji tego, że uczelnie prywatne muszą walczyć o studentów i zachęcać ich, zajęcia są często bardziej zróżnicowane i ciekawsze, a życie studenckie i integracja, wspierana mocno przez samorząd studencki, jest częstsza i bardziej zintensyfikowana. Przytaczając przykład, znany mi z autopsji: gdy dziewczyna, studiująca na uniwersytecie wyznała, że pierwsze badania prowadziła dopiero, gdy zbierała materiały do pracy magisterskiej, witki mi opadły. Jako studentka uczelni prywatnej, mam za sobą przeprowadzone już 3 badania, które obejmowały nie tylko znalezienie próby badawczej, ale także opracowanie wyników w SPSSie, stworzenie własnego kwestionariusza i klucza oraz napisanie całościowego raportu, łącznie z uwzględnieniem dykusji nad wynikami. Nie wyobrażam sobie jak można znaleźć się w sytuacji takiej, że gdy mamy przed sobą napisanie i obronę pracy magisterskiej, skupiamy się na nauce technicznej strony wykonania tego zadania, bo na pewno zabiera to czas, potrzebny na dbanie o jego jakość.
  • Mit drugi- psychologia to kierunek stricte humanistyczny, a nie ścisły.
Po maturze byłam przeszczęśliwa, że mam w końcu kontrolę nad tym, czy będę mieć styczność z moimi życiowymi koszmarkami czyli matematyką, chemią i fizyką. Myślałam, że idąc na psychologię, bardziej będę się stykać z dziedzinami pokrewnymi filozofii, niż matematyce. A tu kuku, a kuku zwie się "statystyka". Paskudna rzecz, znośna jedynie dla tych szczęśliwców, którzy w stanie spojrzeć na nią przez pryzmat bycia tym szczerze zainteresowanym. Jednak jako osoba, która w międzyczasie studiowała równolegle drugi kierunek, który także obfitował w nikomu przyjacielskie świństwa, mogę powiedzieć, że różnica dotyczy jednej kwestii: przydatności. Jeśli idziemy na te nudziarstwa z nastawieniem, że będzie to rzecz przydatna i nie da się tego przeskoczyć, jeśli chcemy robić badania, a nie tylko uczyć się teorii- wtedy unikniemy mroczków przed oczami. Co nie może, jednakże, wykluczyć pojawienia się ich od czasu do czasu :) Czeka nas jeszcze biologia i biochemia. Reszta przedmiotów nie jest aż tak "ścisła". Czemu nas tak męczą? A no, jeśli psychologia ma być określana jako nauka- nauka społeczna, używająca paradygmatu przyrodniczego, to pewne naukowe standardy muszą być zachowane. Jeśli zrezygnowalibyśmy ze statystyki, musielibyśmy także zrezygnować z rzetelnych, naukowych badań i wówczas wrócilibyśmy do poprzednich wieków, gdy psychologia była jedną z gałęzi filozofii.
  • Mit trzeci-  psychologia jest łatwym kierunkiem.
Łatwo domyślić się źródła tego mitu. Pierwszy rok na psychologii zazwyczaj jest wprowadzający- uczysz się o podstawowych zjawiskach społecznych, poznajesz terminologię używaną na co dzień przez profesjonalistów i początkowo "wdrażasz się" i "wtłaczasz" sobie sposób myślenia psychologa. Może się to wydawać łatwe o tyle, że zjawiska takie jak alienacja, wykluczenie społeczne, cechy takie jak nieśmiałość, otwartość na doświadczenia czy też mechanizmy takie jak wycofywanie się czy unikanie kontroli są obserwowalne każdego dnia. Hardcore zaczyna się na trzecim roku, gdy niejako zaczynasz się ukierunkowywać- wybierasz ścieżkę psychologa klinicznego, psychologa zarządzania, psychologa rehabilitacji lub sportu. Wtedy wchodzisz głębiej w interesującą Cię tematykę, aby poznać ją "od podszewki". Jednak przez pierwsze dwa lata, uczysz się (co prawda powierzchownie) różnych aspektów psychologii- psychologii rozwoju, społecznej, historycznej itd. W końcu musisz wiedzieć jakie jest pole wyboru, co jest korzystne w późniejszym czasie, jednak dla osoby zainteresowanej głównie zaburzeniami osób dorosłych, psychologia rozwoju czyli uczenie się o rozwoju człowieka od momentu opuszczenia matczynego łona, może być uciążliwa.

Ciąg dalszy obalania mitów niebawem :) 

10/26/2012

Po co komu blog?


                                        Zdjęcie zaczerpnięte z/Photo from: http://twisted-musings.com


W epoce blogowej dominacji i stapiania się świata rzeczywistego z wirtualnym, po wejściu na tą stronę może nasunąć się pytanie: Po co kolejny ślad obecności pozostawiony w internecie? 
Pomysł na powstanie niniejszego bloga powstał po wielu rozmyślaniach i poszukiwaniach. W trakcie powolnego wychodzenia z okowów studenckiego życia, poznawania ludzi, rozkoszowania się ostatnimi pięcioma latami, w których jest nam dane posiadać status studenta, który część z nas wyzwala z presji znalezienia pracy (dzięki Ci, mamo!), a drugą część łechce łatwiejszym znalezieniem pracy i skuszeniem pracodawcy ulgami podatkowymi, które uzyska poprzez zatrudnienie studenta, przychodzi ten moment kiedy nasze wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa zostaje zakłócone przez wizję rychłego skończenia studiów i znalezienia satysfakcjonującej pracy w swoim zawodzie. 
Dodatkowe dystraktory, niewątpliwie, napływają masowo od większości otoczenia, które jest święcie przekonane o tym, że:
  1. Psychologia nie jest nauką, jest jedynie próbą uwięzienia towarzyszących nam na co dzień zjawisk w sztywne, pseudonaukowe definicje.
  2. Psycholog za dużo popytu nie ma, bo kto jest na tyle odważny, by pójść na wizytę do gabinetu w środku miasta, w którym za każdym rogiem czyha ktoś znajomy (chyba, że jest to wizyta wieczorową porą, co daje możliwość skrycia się pod ciemnym kapturem i niepostrzeżonego przemknięcia się). "Przecież wiadomo, że do psychologa same czubki chodzą" (pewnie dla większości z Was nie jest ten typ myślenia zaskakujący, zwłaszcza, że sam przytoczony cytat jest prawdziwym, co potwierdza niejako jego występowanie)
  3. "Przecież wiadomo, że jak ktoś ma problem ze sobą to idzie na psychologię"- zatem nastawiony jest głównie na pomaganie samemu sobie, nie innym (co śmieszniejsze, rzeczywiście odsetek studentów z szeroko pojętymi problemami psychologicznymi, odnotowuje się jako wyższy w porównaniu do innych kierunków, co jednak nie uprawnia do tego typu myślenia. Bo czy ktoś, kto ma notoryczne problemy z uzębieniem, idzie na stomatologię?)
  4. Co roku, ilość studentów dzierżących radośnie dyplom psychologa jest bardzo duża. Tak duża, że wyklucza znalezienie pracy w swoim zawodzie i część z nich jest zmuszona (mniej radośnie) pracować w innych usługach- głównie gastronomicznych lub w sprzedaży (czyt. sprzedając ubrania w H&Mie).

Można zatem stwierdzić, że blog jest próbą nie tylko uspokojenia samej siebie (choć niewątpliwie egoistycznych zapędów także nie można wykluczyć), ale także rzeszy innych, znajdujących się w pokrewnej sytuacji.
Być może komuś w jakiś sposób pomoże, zaspokoi ciekawość poznawczą, zainteresuje, zainspiruje lub wcale nie obejdzie.
Zapraszam do lektury.