11/27/2012

Pomaganie czyli Let me help you with that.

                                                    Photo from: http://cheezburger.com

 Jak powszechnie wiadomo pomaganie jest podstawowym celem, a niekiedy także i motywacją relacji psychoterapeutycznej. Z racji tego, że towarzyszy nam na co dzień, mogłoby się wydawać, że nie wymaga bycia umieszczoną w sztywnym szkielecie definicji, ale gdyby się tak zastanowić chociażby nad jednym z najprostszych aspektów tego zjawiska: pomaganie to czyn altruistyczny czy egoistyczny? Nagle potrzeba definicji zyskuje na sile. No właśnie- czy pomagając innym tak naprawdę nie chcesz pomóc sobie?
Z pomagania wynika masa korzyści. Wzrasta samoocena, czujesz się potrzebny, doceniany, czasami jesteś jedynym światełkiem, dającym nadzieję; czujesz się lepszy- niczym lepsza wersja samego siebie. Dzielisz to, co posiadasz, to co możesz z siebie wykrzesać i powstaje z tego coś zewnętrznie pięknego. Bycie pomagającym niekiedy nadaje Ci status autorytetu, zwłaszcza gdy pomocy udziela się ludziom zagubionym, których świat składa się z tysiąca nieprzystających do siebie elementów. W związku z szeregiem tych psychologicznych korzyści po dziś dzień trwają spory dotyczące tego czy istnieje altruistyczne i bezinteresowne pomaganie.  "Altruizm to najsubtelniejsza forma egoizmu", jak mawiają znudzeni życiem cynicy. Często spotykam się także z myśleniem życzeniowym zgodnie z ideą zakładającą, że energia jaką wysyłamy, wraca do nas. Tak samo jak dobre czyny. Zatem- pomogę, bo może kiedyś ktoś pomoże mnie, gdy będę w potrzebie. Sama często się na tym łapię, jednocześnie nie sądzę, że jest to czymś złym, choć na pewno idealistycznym. Świat nie jest sprawiedliwy, piękny, a życie nie gra fair i często sprzedaje prawy sierpowy, z czym trzeba się pogodzić. A to, że godzimy się z tym zazwyczaj mając już kilkadziesiąt siniaków to inna sprawa.
Powracając do tematu, pomaganie w relacji psychoterapeutycznej jest rzeczą bardziej skomplikowaną i trudną niż jest nią pomaganie w życiu codziennym. Wynika to z dwóch powodów. Pierwszym jest to, że efekty pomagania nie zawsze są, a jeśli się pojawią to często nie są takimi, jakimi my (pomagający) byśmy chcieli je widzieć. Wynika to z prostej przyczyny-  nasza wizja potrzeb pacjenta nie zawsze jest zbieżna z jego wizją. Drugim, jest to, że łatwo przeistoczyć się z osoby pomagającej w zbawcę, chociażby z racji autorytetu, którym jesteśmy bezrefleksyjnie obdarowywani jako psycholodzy-mistrzowie sztuk tajemnych. Jest to na tyle kuszące, że łatwo się zatracić i nagle zorientować się, że jesteśmy niczym Jim Jones i trzymamy w garści czyjeś życie, całkowicie zwalniając go z odpowiedzialności. 

Pomóc doprowadzić do sytuacji, w której człowiek sam sobie potrafi pomóc- to dopiero empatyczny majstersztyk.   

2 komentarze: