12/11/2012

Zainfekowani pozytywnym nastawieniem.

                                              Photo from: http://positive-notes.tumblr.com/

Wyobraź sobie, że masz dwa scenariusze do wyboru. Przejdźmy do próbnej wizualizacji pierwszego z nich:
Jest rano. Cisza i poranny zmrok za oknem, nierozświetlony jeszcze promieniami słońca. Otwierasz oczy, przeciągasz się i myślisz "Cholerne poranki, znów trzeba wstać, wyślizgnąć się spod ciepłej kołdry i udawać, że poranne wstawanie jest moim hobby". Zaparzasz kawę, jednocześnie wkurzając się w myślach, że na dnie opakowania widać już prześwity, co jest jednoznaczne z tym, że w drodze powrotnej do domu musisz wstąpić do sklepu i nadłożyć drogi. Trzeba kupić także chleb, bo skończył się już wczoraj wieczorem, zatem pozostaje śniadaniowanie w postaci kawy na pusty żołądek. A kawa jak zwykle wyszła za mocna, co zaowocowało niemiłosiernym bólem brzucha. Klnąc pod nosem, drepczesz do łazienki i szybko przemywasz twarz zimną wodą. Niestety, zaczerwienione od niedosytu snu oczy nadal pozostały w niezmienionym stanie- jedynym uzyskanym efektem jest to, że zaczynasz się telepać jak ratlerek. Pół godziny później jesteś gotowy do wyjścia z domu, choć nie do końca, bo czekając na windę przypominasz sobie o tysiącu rzeczy, których w pośpiechu nie spakowałeś do plecaka... Mogłabym ciągnąć tą pesymistyczną historyjkę dalej, ale chyba już jesteśmy wszyscy dostatecznie nią znużeni. Czas zatem na wizualizację number two:
Otwierasz oczy i spoglądasz na wciąż pogrążony we śnie, pełen ciszy poranek. W większości okien nie można odnaleźć nawet krzty żarówkowego światła- wszyscy jeszcze są pogrążeni w eksplorowaniu, przez sen, swojej podświadomości. Skrzące się płatki śniegu powoli osiadają na szybie. Wstajesz zauroczony tym widokiem, po czym odkrywasz, że jedynym, co ci pozostało do zjedzenia na śniadanie jest kofeina. To nic, pobliski sklep jest już czynny- dodatkowo, załapiesz się na świeże, pachnące i jeszcze ciepłe pieczywo. Wybierasz swoje ulubione, choć jest nieco droższe od wersji standardowej, w myśl tego, że życie jest za krótkie, by marnować czas na kiepskie jedzenie. Przy okazji kupujesz kawę. Wracasz do domu, i przy dźwiękach świątecznych piosenek jesz nieśpiesznie, rozkoszując się każdym kęsem. Powoli idziesz do łazienki, ziewając po drodze. Patrzysz na siebie w lustrze i uśmiechasz się pod nosem, bo wiesz, że idziesz do pracy, którą kochasz i współpracowników, których lubisz.Wychodzisz z domu, twoje oczy błyszczą, a mijający Cię, smutni przechodnie uśmiechają się na Twój widok (nie, nie wszyscy, ale znaczna większość).
Akcja powoduje reakcję. Dobre myśli napawają pozytywną energią, którą czuć. Jeśli nie jesteś o tym do końca przekonany spróbuj zwykłego, krótkiego testu: rozmawiając z kimś, uśmiechnij się od czasu do czasu. Gwarantuję, że neurony lustrzane rozmówcy zaktywizują się na tyle mocno, że odpowie Ci tym samym. No, chyba, że rozmawiasz z szefem wkurzonym o to, że miałeś coś zrobić na wczoraj. Lub z dziewczyną, której smutna mina notorycznie przypomina Ci o tym, że zapomniałeś o Waszej rocznicy. Nie ma teorii sprawdzającej się w stu procentach przypadków, bo inaczej my musielibyśmy być w stu procentach takich samych. Ale sprawdzalność tego, że dobre myśli i czyny do nas wracają jest wyższa od przeciętnej, zatem, dlaczego nie spróbować już dziś ? :)

3 komentarze:

  1. Zdecydowanie wolę tę drugą wersję. Są dni, kiedy do tak przygotowanego śniadania mam jeszcze trochę weny i wpisuję coś na blog/stronę. I takie dni lubię. Ale są też dni, kiedy wersja pierwsza się odzywa... ale to mniejszość poranków;)
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. W pierwszym scenariuszu nie powinno być windy, lub,co najmniej, powinna być zepsuta :). W drugim - brak wdzięczności ulubionego futrzaka:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powinno być braku wdzięczności ulubionego futrzaka? Nie wspominałam tu chyba o futrzakowych stworach, ale zapewne brak wdzięczności z jego strony pojawiłby się prędzej w pierwszym, depresyjnym scenariuszu ;)

    OdpowiedzUsuń